Miało być dzisiaj o czymś innym, miało być o pożarze i o
strachu o mój dom, jednak to temat, o którym nie chcę teraz myśleć, bo coś
innego zaprząta mi głowę. Będzie (niestety) o polityce i o strachu o mój kraj.
Ale zacznijmy trochę w innym punkcie, cofnijmy się o trzy
lata. Trzy lata temu na koniec wakacji wyjechałam na Sardynię na Erasmusa.
Właściwie nie wiem dlaczego, ale zawsze byłam przekonana, że obcokrajowcy o
Polsce mają dość nieciekawe zdanie. Może to przez tę niemiecką reklamę
mediamarkt, w której Polaków przedstawili jako złodziei. Lecz, ku mojemu
wielkiemu zaskoczeniu, wcale tak nie było. Większość młodych ludzi, których
poznałam, miała dobre zdanie o Polsce. Mówili mi, że to piękny kraj, że widzieli
Kraków, że jesteśmy sympatyczni i gościnni, że mamy pyszne jedzenie, że jest
tanio. Niektórzy byli zaskoczeni, że nasze miasta są nowoczesne, że nie różnią
się bardzo, jeśli chodzi o stopień rozwoju, od innych miast europejskich. Byli
zdziwienia, że wszędzie można płacić kartą i że dużo ludzi zna języki obce.
Wiele studentów, których poznałam była w Polsce na Erasmusie, wielu chłopców
było zakochanych w polskich dziewczynach, a naprawdę wielu z nich stworzyło
poważne związki z Polkami, trwające do dziś. Było mi naprawdę bardzo miło i
byłam nawet dumna, że jestem z Polski.
Patrząc na moje ukochane miasto – Wrocław, sama dostrzegałam
zmiany. Wrocław z początku studiów i Wrocław z końca moich studiów to
praktycznie dwa różne miasta. Rozwijał się w tempie zastraszającym, stawał się
coraz częściej metą turystów, był gospodarzem wielu różnych wydarzeń i
festiwali. Co rusz pojawiały się nowe budynki, prezentując architekturą na
wysokim poziomie. Tak w mojej głowie zapisała się moja Polska. Jako kraj, który
wreszcie nadrabia stracone wcześniej lata, jako kraj rozwijający się, jako kraj
ludzi inteligentnych, kulturalnych i sympatycznych. I tak widzieli mój kraj moi
przyjaciele z Erasmusa.
O polityce miało już nie być notek na tym blogu, ale dzisiaj
chyba tego tematu nie da się pominąć. Jak już kiedyś pisałam, polityka nigdy
mnie nie interesowała, może nie powinnam się tym chwalić, bo jako obywatel
mojego kraju, powinnam conieco się interesować światem politycznym. Aczkolwiek,
po prostu mnie to nudziło, tak samo jak historia, która choćbym nie wiem jak
się starała to i tak nie zostawała w mojej głowie. Czasem mi było nawet wstyd
za siebie, jak nie potrafiłam odpowiedzieć na pytania dotyczące historii
Polski.
Gdy skończyły się wybory i wygrał PIS byłam wkurzona,
głownie dlatego, że nie lubiłam Kaczyńskiego. Nie lubiłam jego twarzy, jego
sposobu mówienia, tego, że nie otwierał ust a słowa wypychał swoim brzuchem.
Nie lubiłam jego grymasu i twarzy przypominającej ziemniaka. Ale
zainteresowanie polityką u mnie nie wzrosło. Wykonywałam mój obywatelski
obowiązek idąc na wybory i na tym się kończyło. Jednak parę miesięcy temu, w mojej głowie
zaczęły się zapalać światełka ostrzegawcze. Gdy zaczęli grzebać w systemie
sanitarnym. Gdy postanowili zacząć decydować za kobiety. Po raz pierwszy
poczułam się zagrożona, bo te rzeczy tyczyły się również mnie. Bo to ja za
kilka lat może będę kobietą w ciąży. Na odległość śledziłam z niepokojem
wszystkie protesty.
Kolejne światełko, równie duże i równie czerwone, zapaliło
się w mojej głowie kiedy usłyszałam słowa „reforma edukacji”. Tym razem nie
dotyczyło mnie, ale mojego brata, który jest ostatnim rocznikiem starego trybu
nauczania. Jak wprowadzili reformę z gimnazjami też byliśmy niezadowoleni.
Chyba tak już mamy, że nie lubimy zmian. Na początku gimnazja nie działały za
dobrze, ale było to spowodowane tym, że nie za bardzo było wiadomo co i jak,
ale z biegiem czasu wszystko zostało doszlifowane i teraz działało naprawdę
dobrze. Program został dostosowany, nauczyciele nauczyli się jak złapać dobry
kontakt z dzieciakami w ciągu tych krótkich trzech lat. Budynki gimnazjów zostały
dostosowane tak, że dobrze spełniały swoją funkcję i odpowiadały na potrzeby
studentów. A teraz? Ciekawi mnie bardzo jak rozwiążą ten problem: Gdy mój brat
skończy trzecią klasę gimnazjum, skończą również ósmą klasę podstawówki
dzieciaki z rocznika niżej i wszyscy ruszą do liceum. Gdzie się pomieszczą?
Jakim sposobem w jednej szkole w 1 klasie będą dwa roczniki idące różnym trybem
nauczania? Jak się pomieszczą uczniowie? Kto na tym ucierpi? Czy jeśli mój brat
wybierze sobie dobre liceum w Zielonej Górze o ograniczonej ilości miejsc, kto
będzie miał pierwszeństwo? A może przyjmą połowę mniej uczniów? I ostatnie
pytania: JAK MOŻNA PRZYGOTOWAĆ REFORMĘ EDUKACJI W PÓŁ ROKU? Przecież to te
dzieciaki będą przyszłością naszego kraju, to na nich powinniśmy się skupić i
zapewnić im dobrą edukację.
Ostatnimi dniami w mojej głowie zapalają się cały czas
światełka. Dziwi mnie, że mimo wszystko, spora część ludzi nie widzi problemu. Dziwi
mnie, że dużo ludzi w wieku moich rodziców dziwnym trafem nie pamięta Polski z
lat osiemdziesiątych. Nie pamięta stanu wojennego, godziny policyjnej ani
jedzenia na kartki. To ja mogłabym o tym zapomnieć, bo znam to jedynie z lekcji
historii i z opowiadań rodziny. Ale Wy to przecież przeżyliście! Dlaczego nie
widzicie, że cofamy się milowymi krokami w przeszłość??
Na chwilę odbiegnijmy od polityki w samej sobie, skupmy się
na zachowaniu ludzkim. W moim domu zawsze mnie uczono dobrego wychowania,
szacunku do ludzi. U mnie w domu się nie przeklina, zazwyczaj się nie podnosi
głosu na drugą osobę i przede wszystkim się nie obraża innych. Człowiek
kulturalny i wykształcony (a taki powinien być polityk) umie wyrazić swoje
zdanie nie używając przekleństw ani kolokwializmów. Jeśli jesteś wkurzony i,
wybaczcie słownictwo, chcesz dosrać komuś, możesz to zrobić w sposób
kulturalny, ale równie dosadny. Według
mnie sejm powinien być miejscem dyskusji formalnych ludzi na poziomie, gdzie
się nie obraża nikogo, nie używa brzydkich epitetów, gdzie się rozmawia w
sposób kulturalny i pełen szacunku. I teraz pytanie do wszystkich: czy naprawdę
chcecie by Was reprezentował poseł, który nazywa innych posłów kanaliami? Poseł,
który ma większy szacunek do kotów niż do kobiet? Który na Sali sejmowej używa
słów „won” albo „mordy”? Który nie potrafi postawić dobra kraju ponad swoje
emocje? Człowiek, który mianuje się katolikiem, ale jest żądny zemsty?
Człowiek, który rzuca bezpodstawne oskarżenia?
Gdy oglądałam transmisje z sejmu było mi wstyd. Jest mi
wstyd, że moim krajem rządzą osoby, które nie potrafią słuchać ani dyskutować.
Gorzej niż dzieci w przedszkolu. A posłowie PIS swojemu guru Kaczyńskiemu bili
jeszcze brawo po tym jak obrzucił gównem opozycję. Tak na zachętę.
To tyle na dziś. Żałuję, że mnie nie ma w Polsce i że nie
mogę dołączyć mojej skromnej osoby do protestujących.
Komentarze
Prześlij komentarz