Przejdź do głównej zawartości

Jeździsz jak Włoch!

Zawsze jak wyjeżdżam autem na włoskie drogi, przychodzi mi na myśl przysłowie „jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one”.
Ostatnio zastanawiałam się jak to jest, że Włosi dali początek tym wszystkim wielkim koncernom samochodowym jak np. Fiat, Alfa Romeo i tym wszystkim superautom jak choćby Ferrari, Lamborghini czy Maserati, a mimo to jeżdżą jakby mózgi zostawili przed wyjściem na kaloryferze. Jak to się stało?

Żeby prowadzić samochód na Sardynii przede wszystkim trzeba uzbroić się w cierpliwość (bardzo dużo cierpliwości) i w oczy naokoło głowy. Przydałby się też dar jasnowidzenia, by przewidzieć kolejny ruch „przeciwnika”, ale z tym to już trochę trudniej. Mówi się, że w Polsce jest dużo wypadków, a Polacy nie respektują prawa. Jednak po dwóch latach na Sardynii dochodzę do wniosku, że polscy kierowcy są całkiem grzeczni i kulturalni. Czasem tylko jeżdżą za szybko. Sardyńscy kierowcy na drodze są niezdecydowani kiedy powinni podjąć szybką decyzję i zanadto pewni, kiedy można by było chwilę poczekać. Prawo drogowe jest jedynie sugestią, rondo to walka o przetrwania, a pieszy na przejściu to znaczne opóźnienie dojazdu do celu.

Pomijając wszystkim znane z filmów trąbienia, wymachiwanie rękami i parkowanie na zakazach, zakrętach, przejściach dla pieszych i w podwójnym rzędzie, moją ulubioną rzeczą, która dosłownie doprowadza mnie do białej gorączki, jest zmienianie pasa. Tu na początku już trzeba zaznaczyć, że Włosi nie używają kierunkowskazów, chyba że w sytuacji, jak to ujął mój chłopak, „życia i śmierci”. Więc jak jadą drogą, która posiada więcej niż jeden pas ruchu w tym samym kierunku, i decydują się zmienić pas, po prostu go zmieniają. Licząc na szczęście, że nikt ich akurat nie wyprzedza, bo lusterka to przecież tylko uszy samochodu. Bezużyteczne. Część z nich zmienia pas, ale potem nagle się rozmyśla, więc zostają z dwoma kołami na jednym pasie i z dwoma kołami na drugim pasie. Tak sobie jadą środkiem drogi zajmując po połowie obu pasów, jak święte krowy. W smarcie. Czasem robią też takie żarciki, że zmieniają pas i  jak już go prawie zmienią i zaczynasz ich wyprzedzać, oni zmieniają zdanie i wracają z powrotem na pas na którym byli.

Pozostając jeszcze w temacie dróg dwu lub wielopasmowych, kolejna rzecz całkiem zabawna  (ha ha) to gdy dwupasmówka skręca nasz sardyński kierowca nie potrafi wykonać zakrętu pozostając na swoim pasie. Więc jak droga skręca w lewo i kogoś wyprzedzasz, istnieje spore prawdopodobieństwo, że w ciebie wjedzie.

Moja droga do pracy liczy sobie 30 km w jedną stronę, z czego jakieś 20 km wiedzie drogami dwupasmowymi. Moja torba jest wypchana po brzegi cierpliwością, a jednak czasem żałuję, że nie mam z przodu auta wyrzutni krowich placków, końskich odchodów, lub kolokwialnie mówiąc gówna. Wyobraź sobie taką sytuacje: jedziesz główną drogą i nagle ktoś ci wyjeżdża wprost pod koła z podporządkowanej. Dajesz po hamulcach cudem unikając wypadku. Trąbisz, ale ten drugi nic sobie z tego nie robi, lub gorzej! Zaczyna krzyczeć na ciebie. I co ci po takim trąbieniu? Wtedy obok ręcznego odchylasz pokrywkę pod którą kryje się brązowy guzik (jak ten czerwony w samochodach 007). Naciskasz przycisk i z przodu twojego auta lecą kupy, pięknie zakonserwowane wraz ze swoim naturalnym zapachem, które z głośnym plaskiem rozbryzgują się na samochodzie przeciwnika. Genialne, nie? I 100 % bio.

I taka historia na koniec. Rondo. Środek miasta. Ograniczenie do 50 km/h. jest godzina 22.30 wracam z siłowni do domu i widzę na rondzie mnóstwo niebieskich światełek. Policja, karetka, jeszcze inna policja. Za tą piękną ścianą niebieskich światełek, tuż na skraju ronda, leży sobie na dachu samochód, mały typu clio, nie wiem bo kołami do góry ciężko rozpoznać. Jak on to zrobił? I to już drugi samochód kołami do góry, który widzę w tym miesiącu!


Morał: kierujcie z głową, respektujcie prawo drogowe i (niestety) myślcie też za innych kierowców.
(wybaczcie ten nadmiar krytyki.)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

O lekarzach

Dziś będzie o lekarzach. Wchodząc na fb natknęłam się na wiele postów na temat protestu lekarzy rezydentów. Po przeczytaniu paru komentarzy pod postami protestujących lekarzy, matek na rezydenturze itp.  znów straciłam wiarę w ludzi. A przecież tak nie może być! Ta sprawa nie powinna być nikomu obojętna. I może zanim zaczniecie krytykować, zanim dacie się ponieść propagandzie TVP to zatrzymajcie się chwilę i pomyślcie sami. A oto jak ja to widzę: Studiowanie medycyny do najprostszych nie należy. Pewnie jest kilka kursów, które można, brzydko mówiąc, olać, jednak cała reszta jest istotna. Nie możesz nauczyć się czegoś metodą "tylko na jutro, potem zapomnę", jak to mi się zdarzało z kursami historii. Bo właśnie w momencie "potem zapomnę" na tobie może spoczywać odpowiedzialność za drugie życie. Po studiach i po rocznym stażu w sumie dalej jesteś nikim, no bo jak to, lekarz bez specjalizacji? A specjalizacja to kolejne lata nauki. Pamietam jak byłam mała i jeździliś...

Dobre bo polskie

Dzisiaj będzie znów o jedzeniu. Parę dni temu minęły równe dwa lata odkąd mieszkam tutaj. Wszyscy się pytają „jak się żyje na Sardynii?”. Na to pytanie odpowiadałam również w którejś notce, ale dzisiaj będzie o jedzeniu! Na Sardynii je się bardzo dobrze. Produkty są zazwyczaj świeże (nawet w supermarketach!) często z lokalnych upraw.  Bogactwo ryb i owoców morza niekiedy może nawet zawstydzić asortyment naszego polskiego makro. Jednak mimo tych wszystkich pyszności, czasem mi brakuje naszych polskich specjałów, przywodzących na myśl rodzinny dom. Oto lista kilku produktów, których mi brakuje najbardziej, a których zakup na Sardynii jest niemożliwy lub niezwykle trudny/drogi. 1. Twaróg – jestem ogromnym wielbicielem serników, a jak przygotować sernik bez naszego pysznego polskiego twarogu? Co prawda jest ricotta, ale to jednak nie to samo. Jak byłam mała na śniadanie często jadłam kanapki z twarogiem i miodem. Pyszności! A pierogi ruskie? A naleśniki? A makaron z serem? Same ...

Walka z żywiołem

Napisałam tę notkę miesiąc temu, ale chyba wcale nie miałam ochoty jej wrzucić, bo nie dotyczy miłych wspomnień. Skoro jednak jest już napisana, to niech będzie i na blogu, ku przestrodze. Za oknem widzisz ogień zbliżający się w twoją stronę. Masz dwie może trzy minuty na opuszczenie domu. Co zabierasz ze sobą? Znacie te pytania? Coś w stylu „co zabierzesz ze sobą na bezludną wyspę” tylko bardziej w obliczu katastrofy. Gorzej jak takie pytania pojawiają ci się w głowie nie z powodu jakiejś głupiej zabawy, lecz dlatego, że za oknem naprawdę widzisz ogień. Jeśli chodzi o żywioły i katastrofy z nimi związane, to chyba bardziej jesteśmy przyzwyczajeni (choć może to nie do końca dobry dobór słowa), my – Polacy, do wody i powodzi. Powódź z 97 roku pozostanie w mojej pamięci chyba na zawsze. Potem, na przestrzeni lat, zdarzały się kolejne powodzie, mniejsze i większe. Sardynia z powodziami raczej nie miewa problemów. Czasem są małe podtopienia spowodowane silnym deszczem, j...