Dzisiaj będzie znów o jedzeniu. Parę dni temu minęły równe
dwa lata odkąd mieszkam tutaj. Wszyscy się pytają „jak się żyje na Sardynii?”.
Na to pytanie odpowiadałam również w którejś notce, ale dzisiaj będzie o
jedzeniu! Na Sardynii je się bardzo dobrze. Produkty są zazwyczaj świeże (nawet
w supermarketach!) często z lokalnych upraw.
Bogactwo ryb i owoców morza niekiedy może nawet zawstydzić asortyment
naszego polskiego makro. Jednak mimo tych wszystkich pyszności, czasem mi
brakuje naszych polskich specjałów, przywodzących na myśl rodzinny dom.
Oto lista kilku produktów, których mi brakuje najbardziej, a
których zakup na Sardynii jest niemożliwy lub niezwykle trudny/drogi.
1. Twaróg – jestem ogromnym wielbicielem serników, a jak
przygotować sernik bez naszego pysznego polskiego twarogu? Co prawda jest
ricotta, ale to jednak nie to samo. Jak byłam mała na śniadanie często jadłam
kanapki z twarogiem i miodem. Pyszności! A pierogi ruskie? A naleśniki? A
makaron z serem? Same potrawy z dzieciństwa i nie tylko, których bez twarogu
nie da się przygotować. Po półtora roku mieszkania tutaj odkryłam rosyjski
sklep, w którym mają twaróg! Jednak kosztuje całkiem sporo i nie zawsze jest
dostępny.
2. Polski Chleb – ten pyszny chlebuś z chrupiącą skórką, ten,
który Pani w Piekarni opukuje od dołu, żeby sprawdzić czy jest dobrze
wypieczony. Nie jakiś dmuchany, że jak polejesz miodem to miód kapie ci przez
kromkę na talerz. Jak byłam mała i jadaliśmy w wakacje śniadania u mojego
Dziadka, to zawsze była walka o to kto zje piętkę chleba, czasem jeszcze
ciepłego, prosto z piekarni. Piętka chleba z grubą warstwą zimnego masła.
Mniam.
3. Kiełbasa – co prawda we Włoszech są kiełbasy, tutejsze
salami albo kiełbasy długo dojrzewające nie mają sobie równych. To czego mi
brak to nasza polska surowa wędzona, albo choćby śląska pieczona na patyku na
ognisku. Włosi mają surowe kiełbasy, jednak ich surowe kiełbasy to tylko
mielone mięcho wepchnięte w flak. A kabanoski? Ten niesamowity wynalazek, który
możesz zabrać w podróż zamiast batoników. Kiedy mój Chłopak odwiedził mnie w
Polsce, był wniebowzięty, bo gdy tylko dopadał go głód szedł do Żabki, które są
praktycznie wszędzie, kupował paczkę kabanosów i był szczęśliwy jak dziecko.
4. Jagody i poziomki – w sklepach nie widziane przeze mnie
nigdy. O istnieniu poziomek chyba większość Sardyńczyków nawet nie wie. Jagody
są znane, aczkolwiek nie można ich za łatwo kupić. Częściej już widać borówki
amerykańskie, a nie nasze jagódki, sprzedawane wszędzie w litrowych słoikach. A
potem miska jagód z cukrem. Kolejne MNIAM. I jak mam przygotować ciasto z poziomkami?
Podobna sytuacja z agrestem i porzeczkami. I co z tego, że są pomarańcze?
5. Ogórki gruntowe – w mojej głowie nawet się pojawiło pytanie
czy można zrobić kiszone ogórki z ogórków szklarniowych, ale odradzono mi to.
Poza tym kopru do napchania do słoików też tutaj nie znajdziemy. W sklepie
rosyjskim sprzedają ogóreczki kiszone, ale super słone i mało przypominające
domowe. Tak więc nie ma nawet sensu robić kanapki z pasztetem, bo jak to tak
bez ogórka…
Na pewno zapomniałam o wielu rzeczach, których tu nie ma a
mamy je w Polsce. Wcześniej mi brakowało chrzanu, ale odkryłam, że w Auchanie
sprzedają nasz Polski chrzan MOTYL. Oprócz chrzanu można też kupić tarte
buraczki Rolnika oraz bigos Pudliszki. Szkoda, że nie ogóreczki. Czułam też
tęsknotę za Żurkiem, lecz i ten problem został rozwiązany paczką z Polski z
półrocznym zapasem Żurków w proszku. O słodkościach chyba nie muszę wspominać.
Ptasie Mleczko? Galaretki? Prince Polo? Dosyć dosyć, bo z mojej diety nici.
Kochani Rodacy mieszkający poza granicami Polski, a Wam
czego brakuje z naszych polskich przysmaków?
A ja tam osobiście nie narzekam na braki typowo Polskich potraw. Nie, żeby w Monachium dało się je dostać - po prostu po paromiesięcznej przerwie wszystko smakuje lepiej :)
OdpowiedzUsuń