Przejdź do głównej zawartości

O lekarzach

Dziś będzie o lekarzach. Wchodząc na fb natknęłam się na wiele postów na temat protestu lekarzy rezydentów. Po przeczytaniu paru komentarzy pod postami protestujących lekarzy, matek na rezydenturze itp.  znów straciłam wiarę w ludzi. A przecież tak nie może być! Ta sprawa nie powinna być nikomu obojętna. I może zanim zaczniecie krytykować, zanim dacie się ponieść propagandzie TVP to zatrzymajcie się chwilę i pomyślcie sami. A oto jak ja to widzę:

Studiowanie medycyny do najprostszych nie należy. Pewnie jest kilka kursów, które można, brzydko mówiąc, olać, jednak cała reszta jest istotna. Nie możesz nauczyć się czegoś metodą "tylko na jutro, potem zapomnę", jak to mi się zdarzało z kursami historii. Bo właśnie w momencie "potem zapomnę" na tobie może spoczywać odpowiedzialność za drugie życie. Po studiach i po rocznym stażu w sumie dalej jesteś nikim, no bo jak to, lekarz bez specjalizacji? A specjalizacja to kolejne lata nauki.
Pamietam jak byłam mała i jeździliśmy na wakacje nad jezioro. My z bratem bawiliśmy się z tatą, a mama całe dnie leżała na kocu w ogrodzie i uczyła się do egzaminu na specjalizacje. Pamiętam też jak jeździliśmy całą rodziną do Wrocławia, jak była zestresowana i jak już nareszcie zdała i było po wszystkim.
Lekarz więc swoją karierę zaczyna po trzydziestce, po przynajmniej 10 latach nauki. A ja po pięciu latach na uczelni już miałam szczerze dosyć.
Z dostaniem się na specjalizacje to jeszcze inna sprawa. Nie zawsze dostaniesz się tam gdzie chcesz, bo albo otworzyli za mało miejsc, albo po pytaniu "czyj ty jesteś" nie padła odpowiedź  "synem/córką profesora XYZ". Smutne ale prawdziwe. Tak więc studiujesz 10-12 lat i to nie do końca to o czym marzyłeś.
I jeszcze to: Dlaczego nowo upieczony lekarz, który może się pochwalić jednym z najlepszych wyników egazminu LEK w Polsce, pełen ambicji, motywacji i chęci niesienia pomocy innym, decyduje się na wyjazd z Polski? I to zapewne nie jest jedyna taka historia. O tym, że nie przyjęli kogoś na specjalizację, bo nie miał żadnych rodzinnych powiązań, o tym że ukradli komuś pracę doktorancką i sprezentowali ją komuś innemu, o braku szacunku, traktowaniu z wyższością i dbaniu tylko o własny czubek nosa.
Prawda jest taka, że nasz Państwo nie dba o służbę zdrowia. Dziś chodzi o rezydentów, ale rok temu, dwa lata temu, chodziło o specjalistów, o ratowników, o pielęgniarki... A przecież to zdrowie jest najważniejsze! To oni przyjeżdzają do nas w karetkach, to oni przyjmują nas w nocy na SORze, to oni dbają o nas na oddziałach i w przychodniach, to oni przyjmują na świat nasze dzieci i są przy naszych bliskich gdy odchodzą. To dzięki nim my żyjemy lepiej, czujemy się bezpieczniejsi.
Nasze Państwo powinno zadbać o całą służbę zdrowia w tym samym stopniu. Rezydent nie jest mniej ważny od specjalisty, bo to on będzie w przyszłości specjalistą, a pielęgniarka i ratownik nie są gorsi od lekarzy, bo są tak samo potrzebni. Z własnego doświadczenia wiem, jak niskie wynagrodzenie może zdemotywować człowieka. Jak tak dalej pójdzie, zostaniemy narodem bez lekarzy. Już teraz kolejki rosną, od paru miesięcy do paru lat. A co będzie dalej? Co będzie jak nasi rezydenci, w końcu się poddadzą i wyjadą z kraju?
Na koniec. Popieram Protest Lekarzy Rezydentów.
I Polski Rządzie, przestań mieć w dupie swój Naród.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dobre bo polskie

Dzisiaj będzie znów o jedzeniu. Parę dni temu minęły równe dwa lata odkąd mieszkam tutaj. Wszyscy się pytają „jak się żyje na Sardynii?”. Na to pytanie odpowiadałam również w którejś notce, ale dzisiaj będzie o jedzeniu! Na Sardynii je się bardzo dobrze. Produkty są zazwyczaj świeże (nawet w supermarketach!) często z lokalnych upraw.  Bogactwo ryb i owoców morza niekiedy może nawet zawstydzić asortyment naszego polskiego makro. Jednak mimo tych wszystkich pyszności, czasem mi brakuje naszych polskich specjałów, przywodzących na myśl rodzinny dom. Oto lista kilku produktów, których mi brakuje najbardziej, a których zakup na Sardynii jest niemożliwy lub niezwykle trudny/drogi. 1. Twaróg – jestem ogromnym wielbicielem serników, a jak przygotować sernik bez naszego pysznego polskiego twarogu? Co prawda jest ricotta, ale to jednak nie to samo. Jak byłam mała na śniadanie często jadłam kanapki z twarogiem i miodem. Pyszności! A pierogi ruskie? A naleśniki? A makaron z serem? Same ...

Walka z żywiołem

Napisałam tę notkę miesiąc temu, ale chyba wcale nie miałam ochoty jej wrzucić, bo nie dotyczy miłych wspomnień. Skoro jednak jest już napisana, to niech będzie i na blogu, ku przestrodze. Za oknem widzisz ogień zbliżający się w twoją stronę. Masz dwie może trzy minuty na opuszczenie domu. Co zabierasz ze sobą? Znacie te pytania? Coś w stylu „co zabierzesz ze sobą na bezludną wyspę” tylko bardziej w obliczu katastrofy. Gorzej jak takie pytania pojawiają ci się w głowie nie z powodu jakiejś głupiej zabawy, lecz dlatego, że za oknem naprawdę widzisz ogień. Jeśli chodzi o żywioły i katastrofy z nimi związane, to chyba bardziej jesteśmy przyzwyczajeni (choć może to nie do końca dobry dobór słowa), my – Polacy, do wody i powodzi. Powódź z 97 roku pozostanie w mojej pamięci chyba na zawsze. Potem, na przestrzeni lat, zdarzały się kolejne powodzie, mniejsze i większe. Sardynia z powodziami raczej nie miewa problemów. Czasem są małe podtopienia spowodowane silnym deszczem, j...