Pewnie powiecie, że to staje się już nudne, ale dzisiaj znów będzie o kierowcach.
Każdej zimy w Polsce po pierwszych opadach śniegu w mediach pojawia się to zdanie: "Zima znów zaskoczyła drogowców". Tutaj śnieg nie pada. lecz mam wrażenie, że rolę śniegu przejął deszcz i gdy tylko pada "deszcz zaskakuje kierowców". Nie wiem, co jest tego powodem. Może to, że tutaj przez osiemdziesiąt procent roku świeci słońce, a może to, że kursy na prawo jazdy nie są zbyt wymagające. W każdym razie, zawsze gdy zaczyna padać na drogach zaczyna dziać się dziwnie. Istny chaos. Meksyk - jak to mówił jeden z naszych nauczycieli.
Dojeżdżam do pracy cztery razy w tygodniu, w jedną stronę 30 km i z powrotem to samo. Praktycznie za każdym razem gdy pada deszcz spóźniam się do pracy, mimo, że nie mam w zwyczaju się spóźniać. W deszczowe dni wypadki na drogach rosną jak grzyby w lasach. Jeden za drugim. Dzisiaj lało całą noc i cały ranek. Wyjeżdzam do pracy, ledwo przejechałam 1 km - bach! korek. Wywalony skuter, karetka na sygnale i chłopak z twarzą ukrytą w dłoniach cały trzęsący się od płaczu. Wczoraj świeżo po deszczu, korek na wjezdzie do miasta. Znowu wypadek. Jednego dnia spóźniłam się do pracy prawie godzinę, bo po drodze spotkałam aż trzy wypadki.
Kierowcy sardyńscy mają niezwykle dużą niechęć do respektowania prawa drogowego. Mogę się zgodzić, że czasem z prawę można się nie zgodzić. Czasem trzydzistkę albo jakiś STOP walną w głupim miejscu. Jednak zazwyczaj te reguły z czego wynikają. Nie są po to by nas ograniczać, lecz bardziej po to by nam zapewnić bezpieczeństwo na drodze. Niestety bardzo często, dla włoskich kierowców ważniejsze jest dojechać do celu szybko, a nie bezpiecznie. Nie przychodzi im do głowy by w pochmurny dzień włączyć światła, bo może bez świateł ich szarobure auto zlewa się z asfaltem i jest zupelnie niewidoczne. Nie przychodzi im do głowy by włączyć kierunkowskaz przed zmienieniem pasu, by inny kierowca mógł zawczasu przyhamować.
Dużo rzeczy im nie przychodzi do głowy. Oczywiście tych mądrych rzeczy, bo zazwyczaj mają głowy pełne rzeczy nieistotnych podczas kierowania. Mój osobisty Włoch miał takie szczęście w nieszczęściu, że znalazł pracę dość daleko od domu i codziennie dojeżdza 60 km w jedną stronę i tyle samo w drugą. Sześć razy w tygodniu robi sto dwadzieścia kilometrów, droga w połowie jest całkiem miła, niestety druga połowa to serpertyny po górach i wyżynach. Codziennie jedząc śniadanie czekam na wiadomość od niego, że dojechał bezpiecznie do pracy. Może trochę jestem nadwrażliwa, ale patrzac na tych wszystkich idiotów na drogach, można się naprawdę zmartwić. I tak jednego dnia, zamiast wiadomości, otrzymuję telefon a w nim to jedno brzydkie zdanie "miałem wypadek". Kolejne szczęście w nieszczęściu, że tylko samochód był zniszczony, a zdrowie fizyczne nie, bo psychiczne mocno nadszarpane. Dzień piękny słoneczny, widoczność taka, że spod naszego domu widac aż plażę, samochód duży, że ciężko go nie zauważyć, ale jeszcze na wszelki wypadek miał światła włączone. I Pani która mu zajeżdża drogę, tak, że on musi uciekać z drogi by uniknąc wielkiej stłuczki. Zatrzymuje się na małym murku przy drodze. Wybuchają poduszki powietrzne i niszczy się wiele różnych rzeczy. Pani wysiada z auta i mówi "nie zauważyłam cię". Tak po prostu sobie skręciła na podwójnie ciągłej zajeżdżając mu drogę, bo go nie zauważyła. Potem zaczyna się tłumaczyć, że ma problemy w domu, że nie wie gdzie jest jej mąż, że była zamyślona... Nawet nie ma co komentować. Jeszcze na dokładkę: gdy przyjechała policja nie zrobili Pani nawet testu alkomatem.
Wiem, że i na polskich drogach kierowców idiotów coniemiara, jednak gdy wracam do Polski, oddycham z ulgą gdy wsiadam za kierownicę. Przypominam sobie, że są kulturalni kierowcy, którzy cię wpuszczą, migną lampami gdy nie masz świateł włączynych i że nie chcę na każdym kroku cię zabić.
Zawsze się śmieję, że gdyby mnie zatrudnili we włoskiej drogówce, to by zarobili miliony z mandatów.
Każdej zimy w Polsce po pierwszych opadach śniegu w mediach pojawia się to zdanie: "Zima znów zaskoczyła drogowców". Tutaj śnieg nie pada. lecz mam wrażenie, że rolę śniegu przejął deszcz i gdy tylko pada "deszcz zaskakuje kierowców". Nie wiem, co jest tego powodem. Może to, że tutaj przez osiemdziesiąt procent roku świeci słońce, a może to, że kursy na prawo jazdy nie są zbyt wymagające. W każdym razie, zawsze gdy zaczyna padać na drogach zaczyna dziać się dziwnie. Istny chaos. Meksyk - jak to mówił jeden z naszych nauczycieli.
Dojeżdżam do pracy cztery razy w tygodniu, w jedną stronę 30 km i z powrotem to samo. Praktycznie za każdym razem gdy pada deszcz spóźniam się do pracy, mimo, że nie mam w zwyczaju się spóźniać. W deszczowe dni wypadki na drogach rosną jak grzyby w lasach. Jeden za drugim. Dzisiaj lało całą noc i cały ranek. Wyjeżdzam do pracy, ledwo przejechałam 1 km - bach! korek. Wywalony skuter, karetka na sygnale i chłopak z twarzą ukrytą w dłoniach cały trzęsący się od płaczu. Wczoraj świeżo po deszczu, korek na wjezdzie do miasta. Znowu wypadek. Jednego dnia spóźniłam się do pracy prawie godzinę, bo po drodze spotkałam aż trzy wypadki.
Kierowcy sardyńscy mają niezwykle dużą niechęć do respektowania prawa drogowego. Mogę się zgodzić, że czasem z prawę można się nie zgodzić. Czasem trzydzistkę albo jakiś STOP walną w głupim miejscu. Jednak zazwyczaj te reguły z czego wynikają. Nie są po to by nas ograniczać, lecz bardziej po to by nam zapewnić bezpieczeństwo na drodze. Niestety bardzo często, dla włoskich kierowców ważniejsze jest dojechać do celu szybko, a nie bezpiecznie. Nie przychodzi im do głowy by w pochmurny dzień włączyć światła, bo może bez świateł ich szarobure auto zlewa się z asfaltem i jest zupelnie niewidoczne. Nie przychodzi im do głowy by włączyć kierunkowskaz przed zmienieniem pasu, by inny kierowca mógł zawczasu przyhamować.
Dużo rzeczy im nie przychodzi do głowy. Oczywiście tych mądrych rzeczy, bo zazwyczaj mają głowy pełne rzeczy nieistotnych podczas kierowania. Mój osobisty Włoch miał takie szczęście w nieszczęściu, że znalazł pracę dość daleko od domu i codziennie dojeżdza 60 km w jedną stronę i tyle samo w drugą. Sześć razy w tygodniu robi sto dwadzieścia kilometrów, droga w połowie jest całkiem miła, niestety druga połowa to serpertyny po górach i wyżynach. Codziennie jedząc śniadanie czekam na wiadomość od niego, że dojechał bezpiecznie do pracy. Może trochę jestem nadwrażliwa, ale patrzac na tych wszystkich idiotów na drogach, można się naprawdę zmartwić. I tak jednego dnia, zamiast wiadomości, otrzymuję telefon a w nim to jedno brzydkie zdanie "miałem wypadek". Kolejne szczęście w nieszczęściu, że tylko samochód był zniszczony, a zdrowie fizyczne nie, bo psychiczne mocno nadszarpane. Dzień piękny słoneczny, widoczność taka, że spod naszego domu widac aż plażę, samochód duży, że ciężko go nie zauważyć, ale jeszcze na wszelki wypadek miał światła włączone. I Pani która mu zajeżdża drogę, tak, że on musi uciekać z drogi by uniknąc wielkiej stłuczki. Zatrzymuje się na małym murku przy drodze. Wybuchają poduszki powietrzne i niszczy się wiele różnych rzeczy. Pani wysiada z auta i mówi "nie zauważyłam cię". Tak po prostu sobie skręciła na podwójnie ciągłej zajeżdżając mu drogę, bo go nie zauważyła. Potem zaczyna się tłumaczyć, że ma problemy w domu, że nie wie gdzie jest jej mąż, że była zamyślona... Nawet nie ma co komentować. Jeszcze na dokładkę: gdy przyjechała policja nie zrobili Pani nawet testu alkomatem.
Wiem, że i na polskich drogach kierowców idiotów coniemiara, jednak gdy wracam do Polski, oddycham z ulgą gdy wsiadam za kierownicę. Przypominam sobie, że są kulturalni kierowcy, którzy cię wpuszczą, migną lampami gdy nie masz świateł włączynych i że nie chcę na każdym kroku cię zabić.
Zawsze się śmieję, że gdyby mnie zatrudnili we włoskiej drogówce, to by zarobili miliony z mandatów.
Komentarze
Prześlij komentarz