Dzisiejsza notka będzie o tym, kiedy będąc całkiem mądrymi czujemy się nad wyraz głupimi. Już spieszę z wyjaśnieniem, ale wcześniej mała wspominajka. Pamiętam, gdy na początku studiów udałam się w podróż do Bolonii, by odwiedzić moją przyjaciółkę Paulinę. To była w ogóle moje pierwsza samotna podróż samolotem! Wtedy jeszcze nie władałam językiem włoskim, więc biedna Paulina była moim translatorem wszędzie tam, gdzie z angielskim nie dało się niczego wskórać. Jednego wieczoru udałyśmy się do znajomych Pauliny na kolację i winko. Po kieliszku czy dwóch miałam z niej straszny ubaw. Wieczorne konwersacje przy stole toczyły się w trzech językach. Pauliny ze mną - po polsku, znajomych ze mną - po angielsku, znajomych z Pauliną - po włosku. Po tych dwóch kieliszkach wina, dużej ilości zwiedzania w dzień i jedzenie, i śmiechów, i chichów wieczorem, Paulinie zaczęło się już mieszać do kogo ma mówić w jakim języku, zaczęła mówić do mnie po włosku, do znajomych po polsku i tak dalej. W...
To całkiem zabawne, gdy się wchodzi teraz na Instagram i każdy podsumowuje rok. Które zdjęcia miały najwięcej lajków, a które najwięcej komentarzy. Tak sobie więc pomyślałam, że i ja podsumuję mój rok, lecz w formie pisemnej - choć ostatnio pisanie jakoś ciężko mi idzie. Pod wieloma względami rok 2020 był totalnie do dupy, mimo jednak tej całej swojej dupowatości, czegoś mnie nauczył i udało mi się w nim znaleźć trochę pozytywnych chwil. Najważniejszym wydarzeniem 2020 roku dla mnie była przeprowadzka. Nareszcie, po 5 latach izolacji na wyspie, latach pełnych frustracji, pełnych zrezygnowania, czasem nawet desperacji (chociaż były też momenty miłe) udało mi się przekonać mojego lubego, że to nie miejsce dla nas i że tam nie zbudujemy naszej przyszłości. O podsumowaniu życia na Sardynii powinnam napisać osobną notkę i pewnie kiedyś się za to zabiorę. Z przeprowadzką mieliśmy kupę szczęścia, bo trafiliśmy w idealne międzypandemiczne okno. Gdybyśmy wyjechali dwa czy trzy tygodnie póź...