Przejdź do głównej zawartości

Dzisiejsze żale

 Chciałam napisać coś mądrego. Chciałam napisać coś o życiu w Holandii, aktualizacje sytuacji i w ogóle. Ale dzisiaj się chyba nie da. Dzisiaj mam jednodniowy weekend, jutro trzeba znów iść do pracy. To fajnie, bo udało mi się znaleźć pracę mimo szerzącej się pandemii. Chciałam dziś odpocząć, obejrzeć jakiś głupi film, pójść na spacer i zrestartować umysł. Ale się nie da. 

Gdzie się nie obejrzę to przypływają smutne i złe wiadomości. Liczby na stronie  o korona wirusie rosną. W marcu dla większości z nas to były tylko liczby. Owszem, byłam przestraszona całą sytuacją, ale tak naprawdę nie znałam nikogo, kto by miał pozytywny wynik testu. Polskę zamknęli, święta przepadły, ale liczby były małe. Teraz to nie są już tylko liczby. To są nasi znajomi, koledzy z pracy, przyjaciele czy rodzina. Jedni mają trochę farta, bo są silni i chorobę przechodzą bezobjawowo, więc ich +1 dołączy tylko do ilości nowych zakażeń. Inni nie mają tyle szczęścia...

A potem idę do pracy i słyszę od jednej z pracownic, że ona nie nosi maseczki, bo jej pryszcze na brodzie wyskakują. I że w Polsce umarło dwóch chłopców przez maseczki, bo nie mogli oddychać. I tylko brzydkie słowa cisną się na usta. Bo ci ludzie nie przejrzą na oczy dopóki ktoś z ich rodziny nie trafi do szpitala.

I czytam dalej wiadomości, że nie ma już w szpitalach miejsc dla ludzi z innymi chorobami. Mama mi mówi, że oddział zakaźny jest już wypełniony po brzegi. I że lekarze też już są chorzy i brakuje personelu. Kiedy Włosi byli w tej sytuacji, Polska zadowolona informowała, że u nas jest spokojnie. Nie nauczyli się na błędach innych krajów. Bo jak sam nie oberwiesz to się nie nauczysz. Polaczki wynieśli z tego swoje własne teorie, że wirusa nie ma, że od maseczek rośnie grzyb w płucach.

A rząd? Nawet nie mam siły o tym pisać. Zamiast siedzieć dzień i noc, i wymyślać sensowne strategie we współpracy z lekarzami i specjalistami, dzień i noc, póki nie wymyślą czegoś sensownego, to zsyłają na nas kolejną burzę gówna. Więc mimo pandemii ludzie wychodzą na ulice, a to na pewno nie pomoże w zwalczeniu korona wirusa. Na pewno wiele z nich zarazi się na protestach. I nie zrozumcie mnie źle. Mają absolutną rację, sama bym poszła protestować gdybym była w Polsce. Chciałam tylko podkreślić, że jeśli się zarażą to to będzie kolejna wina człowieka z kotem. Jest mi przykro, jest mi smutno, jestem zła i czuję się bezsilna. Tak jak powiedział mój Kuzyn czytając te wszystkie posty o nowym aborcyjnym zakazie "Ale czego się spodziewali?". I taka prawda. Czego się spodziewaliśmy. Rząd robi co chce. Afera goni aferę i nikt nie jest pociągnięty do odpowiedzialności. Śmieją nam się w twarz, kpią z naszego wysiłku, naszej pracy, naszego cierpienia, naszego bólu i naszych strat. Mają to totalnie w dupie, bo siedzą na ciepłych stołkach i jeszcze się klepią po plecach dając sobie podwyżki.

A kościół? Czemu zamykają restauracje, siłownie, bary, a kościoły pozostają otwarte? Bóg ochroni wiernych od korona wirusa? To nie ma sensu. Temat kościoła to temat rzeka, ale chyba nie na dzisiejszy post. 

I tak na koniec, Kochani, dbajcie o siebie i swoich bliskich. Nie bagatelizujcie pandemii, nie wychodźcie jeśli nie musicie, noście maseczki, utrzymujcie dystans, zróbcie zakupy swoim dziadkom albo starszym sąsiadom. Bo może i jesteście silni i zdrowi, może nawet jeśli będziecie pozytywni to przejdziecie to bezobjawowo, ale inni, słabsi, z różnymi chorobami, mogą już nie mieć tak kolorowo. Bądźcie ostrożni.

[*] Wujku....

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

O lekarzach

Dziś będzie o lekarzach. Wchodząc na fb natknęłam się na wiele postów na temat protestu lekarzy rezydentów. Po przeczytaniu paru komentarzy pod postami protestujących lekarzy, matek na rezydenturze itp.  znów straciłam wiarę w ludzi. A przecież tak nie może być! Ta sprawa nie powinna być nikomu obojętna. I może zanim zaczniecie krytykować, zanim dacie się ponieść propagandzie TVP to zatrzymajcie się chwilę i pomyślcie sami. A oto jak ja to widzę: Studiowanie medycyny do najprostszych nie należy. Pewnie jest kilka kursów, które można, brzydko mówiąc, olać, jednak cała reszta jest istotna. Nie możesz nauczyć się czegoś metodą "tylko na jutro, potem zapomnę", jak to mi się zdarzało z kursami historii. Bo właśnie w momencie "potem zapomnę" na tobie może spoczywać odpowiedzialność za drugie życie. Po studiach i po rocznym stażu w sumie dalej jesteś nikim, no bo jak to, lekarz bez specjalizacji? A specjalizacja to kolejne lata nauki. Pamietam jak byłam mała i jeździliś...

Dobre bo polskie

Dzisiaj będzie znów o jedzeniu. Parę dni temu minęły równe dwa lata odkąd mieszkam tutaj. Wszyscy się pytają „jak się żyje na Sardynii?”. Na to pytanie odpowiadałam również w którejś notce, ale dzisiaj będzie o jedzeniu! Na Sardynii je się bardzo dobrze. Produkty są zazwyczaj świeże (nawet w supermarketach!) często z lokalnych upraw.  Bogactwo ryb i owoców morza niekiedy może nawet zawstydzić asortyment naszego polskiego makro. Jednak mimo tych wszystkich pyszności, czasem mi brakuje naszych polskich specjałów, przywodzących na myśl rodzinny dom. Oto lista kilku produktów, których mi brakuje najbardziej, a których zakup na Sardynii jest niemożliwy lub niezwykle trudny/drogi. 1. Twaróg – jestem ogromnym wielbicielem serników, a jak przygotować sernik bez naszego pysznego polskiego twarogu? Co prawda jest ricotta, ale to jednak nie to samo. Jak byłam mała na śniadanie często jadłam kanapki z twarogiem i miodem. Pyszności! A pierogi ruskie? A naleśniki? A makaron z serem? Same ...

Walka z żywiołem

Napisałam tę notkę miesiąc temu, ale chyba wcale nie miałam ochoty jej wrzucić, bo nie dotyczy miłych wspomnień. Skoro jednak jest już napisana, to niech będzie i na blogu, ku przestrodze. Za oknem widzisz ogień zbliżający się w twoją stronę. Masz dwie może trzy minuty na opuszczenie domu. Co zabierasz ze sobą? Znacie te pytania? Coś w stylu „co zabierzesz ze sobą na bezludną wyspę” tylko bardziej w obliczu katastrofy. Gorzej jak takie pytania pojawiają ci się w głowie nie z powodu jakiejś głupiej zabawy, lecz dlatego, że za oknem naprawdę widzisz ogień. Jeśli chodzi o żywioły i katastrofy z nimi związane, to chyba bardziej jesteśmy przyzwyczajeni (choć może to nie do końca dobry dobór słowa), my – Polacy, do wody i powodzi. Powódź z 97 roku pozostanie w mojej pamięci chyba na zawsze. Potem, na przestrzeni lat, zdarzały się kolejne powodzie, mniejsze i większe. Sardynia z powodziami raczej nie miewa problemów. Czasem są małe podtopienia spowodowane silnym deszczem, j...