Przejdź do głównej zawartości

8 zaskakujących rzeczy na temat Holandii

Wczoraj minął miesiąc od kiedy mieszkam w Niderlandach, więc czas na mini podsumowanie nowości, szoków kulturowych, dziwactw, rzeczy superowych i miłych zaskoczeń. Powoli zaczyna już od mnie docierać, że teraz ten kraj jest moim domem. Czy się już przyzwyczaiłam? Jeszcze nie, ale pracuję nad tym. Holandia to nie Włochy, ani Sardynia i to widać od razu. Ludzie są bardziej ogarnięci i uporządkowani (nie chodzi tu o obrażanie Włochów, bo nieporządek nie zawsze musi być odbierany negatywnie). Oto 8 ciekawostek i rzeczy, niektóre są oczywiste, o których wiedziałam a inne są bardziej zaskakujące.

  1.        Niderlandy to świat rowerów, to fakt znany chyba wszystkim. Odległości podaje się zazwyczaj w „minutach na rowerze”. Wszyscy pedałują: mamy wiozące dzieciaczki do przedszkola, większe dzieciaczki jadące do szkoły, ludzie w garniturach, kobiety w szpilkach, ludzie na zakupy. Piesek w koszyku na kierownicy to też normalny widok. Ale, ale, ale! Rowery mają pierwszeństwo przed pieszymi. Pieszy jest ostatnim zapomnianym uczestnikiem ruchu drogowego. Gdy spacerujesz musisz mieć oczy naokoło głowy. Jednak gdy już się zagapisz i wejdziesz pod koła rowerów, Holendrzy zazwyczaj nie wkurzają się. Przeciętny Polak czy Włoch już rzucałby mięsem i krzyczał w niebo głosy, ale tutaj nie. Rzucą jakieś „uwaga” i już.

  2.  W sklepach można znaleźć wszystko! Wiem, wiem, pewnie dla niektórych z Was to normalka, zwłaszcza dla tych, którzy mieszkają w dużych miastach. Jednak ja spędziłam ostatnie pięć lat mojego życia w izolacji na wyspie, poza jednym regałem w Auchanie (który, nota bene, już zamknęli) z produktami ze świata oraz jednym mini sklepem z produktami z Azji, nie było nic a nic. Musiałam się nieźle nagimnastykować, żeby znaleźć jakieś polskie produkty, nie mówiąc już o czymś bardziej wyszukanym. Tutaj, ze względu na różnorodność kulturową, w zwykłym supermarkecie można znaleźć wszystko, a jeśli chcesz jeszcze więcej to są specjalne sklepy takie jak np. polski sklep.

  3. Ceny kosmetyków. Wiedziałam, że życie w Holandii nie będzie tanim przedsięwzięciem. Wiedziałam, że ceny mieszkań są kosmiczne i że na kolacje do restauracji nie będę raczej chodzić co piątek. Jednak to co mnie najbardziej zwaliło z nóg to ceny kosmetyków. Warto zauważyć, że ceny artykułów spożywczych są porównywalne do tych we Włoszech. Niektóre rzeczy są nawet tańsze (jak np. orzechy). Gdy pakowałam walizki, wyszłam z założenia, że nie będę brała kosmetyków, bo zajmują za dużo miejsca, a przecież można kupić wszystko na miejscu. Można, ale za jaką cenę! Szampony, żele pod prysznic, dezodoranty i cała reszta produktów do codziennej pielęgnacji kosztuje dwa razy więcej niż we Włoszech! A kremy nawet trzy razy tyle!!! I nie mówię tu o jakiś super ekskluzywnych markach, tylko o zwykłym Nivea czy Garnier.

  4. Różnorodność – multikulti. Jeśli byliście na Sardynii, to pewnie zauważyliście, że tamtejsze społeczeństwo nie wyróżnia się zbyt dużych wachlarzem styli, zwłaszcza młodzież. Gdy dochodzie trzynasta ze szkół zaczynają wysypywać się nastolatkowie ubrani na zasadzie kopiuj wklej. Dziewczyny: długie włosy, czerwone usta, cycki ściśnięte puszapem pod samą szyję, dżinsy z wysokim stanem i białe buty. Chłopcy: perfekcyjna fryzura, idealnie wyregulowane brwi, szpanerskie okulary, wąskie dżinsy i białe buty. Kopiuj, wklej. Tutaj nie mogę się napatrzeć na ludzi. Każdy jest inny, każdy ubiera się jak chce, nieważne czy super elegancko, czy w stylu bardzo oversize, czy może super słodko, nikt nie patrzy na nikogo krzywo.  Kolejną pozytywną rzeczą jest to, że dużo ludzi ubiera się w lumpeksach i można w nich znaleźć prawdziwe skarby.

  5.  Porządek – taki ogólny, porządek w ogródkach, porządek na ulicach, porządek w domach. Wczoraj wieczorem wyszliśmy na krótki spacer po okolicy i właśnie to mi się rzuciło w oczy. Przechodziliśmy obok jednego z bloków mieszkalnych i przed nim rozpościerał się trawnik. Duży, równo przycięty trawnik i mimo, że był dostępny dla wszystkich, to nie było na nim ani jednego śmiecia. Ani jednej butelki, foliówki czy papierka. W sumie nie powinno mnie to dziwić, przecież tak powinni się zachowywać cywilizowani ludzie. Jednak na Sardynii to było prawie nie spotykane, śmieci latały i walały się wszędzie. W Polsce też, chociaż na przestrzeni lat trochę się to zmieniło i według mnie teraz jest odrobinę czyściej. Ludzie w swoich ogrodach też raczej mają porządek, aż miło się patrzy.

  6. Ciągle pada… - (asfalt ulic jest dziś mokry jak brzuch ryby… ). I znów, tak wiem, to nie powinno być zaskoczeniem. Jednak nie zapominajmy, że ostatnie pięć lat mojego życia spędziłam w miejscu gdzie słońce świeci prze dziewięćdziesiąt procent roku, więc gdy w końcu padało to wszyscy się cieszyli, bo można było odpocząć od skwaru. Tu jest trochę na odwrót. Jeszcze nie opanowałam do końca sztuki dopierania ubioru do pogody, no ale minął dopiero miesiąc

  7. Architektura – tutaj znowu zaznaczam, że ostatnie pięć lat życia spędziłam na Sardynii, gdzie nie za bardzo można było podziwiać dzieła nowoczesnej architektury. Dlatego właśnie gdy wylądowałam w Holandii nie mogłam się napatrzeć… no na wszystko. Pierwsze trzy tygodnie spędziliśmy w Airbnb na nowo powstałym osiedlu z niesamowitymi kamieniczkami. Ogromniaste okna (których, nota bene, Holendrzy nigdy nie zasłaniają) pozwalały podejrzeć piękne aranżacje wnętrz. Minimalizm i nowoczesność. Jednak nie tylko nowoczesne budynki są godne uwagi, od wielu lat jestem zakochana w starych kamienicach w centrum Amsterdamu, które żyją własnym życiem i prawie każda odbiega od pionu we własnym kierunku.

  8. Ludzie są mili i pomocni – Znacie polski stereotyp Pani z Dziekanatu? Wiecznie wkurzona, wiecznie wredna i zła, że przerywasz jej przerwę na kawę. Często podobnie jest z pracownikami wszelakich urzędów. Niestety. Nie tutaj! Wczoraj poszliśmy się zameldować i wróciliśmy zszokowani, bo wszyscy byli dla nas mili. Pan uśmiechnięty porozmawiał z nami nawet trochę nie na temat wizyty. Brakujące dokumenty? Nic nie szkodzi, można donieść później i proszę się nie spieszyć. Wychodząc z urzędu, stwierdziliśmy, że może zajrzymy też do biura pośrednictwa pracy. Weszliśmy nieśmiało pytając czy musimy się umówić na spotkanie. Pani odpowiedziała, że teoretycznie powinniśmy wcześniej umówić się, ale, że ona w tym momencie nie ma żadnego klienta to z chęcią nas przyjmie. Z uśmiechem na twarzy. Tak po prostu. Ludzie na ulicy też, gdy uchwycą twoje spojrzenie to się uśmiechają i mówią „dzień dobry”. Taki.. normalny kraj. Bez złości i codziennego wkurzenia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

O lekarzach

Dziś będzie o lekarzach. Wchodząc na fb natknęłam się na wiele postów na temat protestu lekarzy rezydentów. Po przeczytaniu paru komentarzy pod postami protestujących lekarzy, matek na rezydenturze itp.  znów straciłam wiarę w ludzi. A przecież tak nie może być! Ta sprawa nie powinna być nikomu obojętna. I może zanim zaczniecie krytykować, zanim dacie się ponieść propagandzie TVP to zatrzymajcie się chwilę i pomyślcie sami. A oto jak ja to widzę: Studiowanie medycyny do najprostszych nie należy. Pewnie jest kilka kursów, które można, brzydko mówiąc, olać, jednak cała reszta jest istotna. Nie możesz nauczyć się czegoś metodą "tylko na jutro, potem zapomnę", jak to mi się zdarzało z kursami historii. Bo właśnie w momencie "potem zapomnę" na tobie może spoczywać odpowiedzialność za drugie życie. Po studiach i po rocznym stażu w sumie dalej jesteś nikim, no bo jak to, lekarz bez specjalizacji? A specjalizacja to kolejne lata nauki. Pamietam jak byłam mała i jeździliś...

Dobre bo polskie

Dzisiaj będzie znów o jedzeniu. Parę dni temu minęły równe dwa lata odkąd mieszkam tutaj. Wszyscy się pytają „jak się żyje na Sardynii?”. Na to pytanie odpowiadałam również w którejś notce, ale dzisiaj będzie o jedzeniu! Na Sardynii je się bardzo dobrze. Produkty są zazwyczaj świeże (nawet w supermarketach!) często z lokalnych upraw.  Bogactwo ryb i owoców morza niekiedy może nawet zawstydzić asortyment naszego polskiego makro. Jednak mimo tych wszystkich pyszności, czasem mi brakuje naszych polskich specjałów, przywodzących na myśl rodzinny dom. Oto lista kilku produktów, których mi brakuje najbardziej, a których zakup na Sardynii jest niemożliwy lub niezwykle trudny/drogi. 1. Twaróg – jestem ogromnym wielbicielem serników, a jak przygotować sernik bez naszego pysznego polskiego twarogu? Co prawda jest ricotta, ale to jednak nie to samo. Jak byłam mała na śniadanie często jadłam kanapki z twarogiem i miodem. Pyszności! A pierogi ruskie? A naleśniki? A makaron z serem? Same ...

Walka z żywiołem

Napisałam tę notkę miesiąc temu, ale chyba wcale nie miałam ochoty jej wrzucić, bo nie dotyczy miłych wspomnień. Skoro jednak jest już napisana, to niech będzie i na blogu, ku przestrodze. Za oknem widzisz ogień zbliżający się w twoją stronę. Masz dwie może trzy minuty na opuszczenie domu. Co zabierasz ze sobą? Znacie te pytania? Coś w stylu „co zabierzesz ze sobą na bezludną wyspę” tylko bardziej w obliczu katastrofy. Gorzej jak takie pytania pojawiają ci się w głowie nie z powodu jakiejś głupiej zabawy, lecz dlatego, że za oknem naprawdę widzisz ogień. Jeśli chodzi o żywioły i katastrofy z nimi związane, to chyba bardziej jesteśmy przyzwyczajeni (choć może to nie do końca dobry dobór słowa), my – Polacy, do wody i powodzi. Powódź z 97 roku pozostanie w mojej pamięci chyba na zawsze. Potem, na przestrzeni lat, zdarzały się kolejne powodzie, mniejsze i większe. Sardynia z powodziami raczej nie miewa problemów. Czasem są małe podtopienia spowodowane silnym deszczem, j...