Mieszkając na wyspie ciężko uciec od samolotów, chcąc nie chcąc, by wydostać się z Sardynii muszę lecieć. A z samolotami różnie to bywa. Raz ceny spadają, raz nie wiedzieć czemu lecą w górę i w górę. Myślę, że szukanie ekonomicznych lotów opanowałam do perfekcji, chociaż nie zawsze jest możliwe znaleźć coś taniego. Zresztą nieważne. Dziś chciałam pisać nie o cenach a o ludziach, bo i z ludźmi w samolocie różnie to bywa. Czasem się trafi miło, czasem trochę gorzej.
Krzyczące dzieci w samolotach spotkaliście na pewno i Wy. Ostatnim
razem, gdy wracałam na krótkie wakacje do Polski, znalazłam okazyjnie tani lot
do Berlina. Bezpośredni! Czasem żałuję, że nie posiadam umiejętności
"teleportacji", jak to nazywa mój chłopak, który opanował ją do
perfekcji. Na czym polega? Wsiadasz do samolotu, zamykasz oczy, zasypiasz i
budzisz się przy lądowaniu. Fajnie, nie? Ja tak nie umiem, ale na szczęście mam
słuchawki z dobrą muzyką, które przy okazji wyciszają hałasy w pobliżu. No więc
lecimy sobie do Berlina, lot nie za długi, bo chyba trwa dwie godzinki z
hakiem. Jest w miarę spokojnie, pomijając jakąś parę, która by mogła rozmawiać
ciszej. Trochę sobie czytam, trochę śpię. Na szczęście miałam miejsce przy
oknie, więc jak już mi się nie chciało ani czytać ani spać, to podziwiałam
widoki. Zaczynamy powoli podchodzić do lądowania, co ogłaszają przed głośniki,
za 20 minut lądujemy. No i się zaczęło. Gdy tylko zapalili lampkę zapięcia pasów,
swoją obecność, głośnym krzykiem, oznajmiło dziecko siedzące dwie rajki za mną.
I krzyczy, i krzyczy w wniebogłosy! Słychać tatę dziecka, który usiłuje je uspokoić,
ale po dziesięciu minutach opada na fotel bezradny. Ludzie zaczynają się obracać
zniecierpliwieni i zirytowani. Ja tez już się chciałam irytować, ale nagle mi się
cos przypomniało! Lecieliście kiedyś chorzy samolotem? Z zapchanym nosem i
zatokami? Ja leciałam, do Barcelony. Gdy samolot zaczął schodzić powoli z wysokości,
myślałam ze mi głowę rozsadzi. Okropny ból w uszach, uszy zatkane, przestalam
nawet na chwilę słyszeć! Naprawdę okropne doświadczenie. Uszy odetkały mi się
dopiero następnego dnia. Tak więc, wyobraźcie sobie, jak się musi czuć małe
dziecko z zapchanym wszystkim i w dodatku nie rozumiejące za bardzo co się
dzieje, bo co może wiedzieć dwulatek o ciśnieniu i innych takich? Więc gdy płacze
dziecko w samolocie to owszem może to być akurat rozpieszczony bachor, ale może
to być też biedne małe dziecko, które cierpi i boi się ze mu głowę rozsadzi. Zanim
zaczniemy się irytować, bądźmy trochę bardziej wyrozumiali i po prostu odpuśćmy
dzieciakom.
Gorzej jak w locie przeszkadzają
dorośli, bo im już ciężej znaleźć wytłumaczenie. Często loty z Sardynii są o jakiś
nieludzkich porach, np. o 6.30. Czyli musisz się zwlec z lóżka o 4. W takich
wypadkach nie za bardzo lubię ludzi i moja zdolność tolerancji złych zachowań
jest bardzo mała. Jednego razu w takim porannym locie trafił się Pan, który tez
był chyba zmęczony i na pewno nie miał problemów ze spanie. Swój brak problemów
z zasypianiem oznajmiał wszystkim pasażerom swoim, jakże głośnym, chrapaniem.
Tak głośnym, ze nawet słuchawki nic nie dały. I co zrobić?
Poza hałasami w samolotach
niestety dość często spotyka się problemy związane ze zmysłem powonienia. W tym
głośnym szumie maszyny lecącej hen wysoko, niektórzy zaczynają się czuć chyba
lekko bezkarni i zapominają o podstawach kultury i sobie puszcza jakiegoś
cichacza, który nawet nie musi być za bardzo cichy, bo i tak go nie słychać.
Ale niestety czuć, tak czuć że trzeba chować nos w szalik.
Albo! istnieje tez grupa pasażerów,
która nie zaprzyjaźniła się w swoim dotychczasowym życiu z prysznicem ani
dezodorantem. Zawsze mam pewne leki gdy wsiadam do samolotu, bo nigdy nie
wiadomo na kogo trafisz. Ostatnim razem wsiadłam jako jedna z pierwszych.
Niestety kochany Ryan mi dal miejsce na środku. Siedzę i czekam. Na szczęście
Pani pod Oknem okazała ssie zadbaną kobietą koło czterdziestki, pachnąca całkiem
ładnymi perfumami. W dodatku była chudziutka więc się zmieściła na swoim
siedzeniu. Ok, połowa sukcesu. Z drugim miejscem niestety nie było tak fajnie.
Przy fotelu pojawiła się mama z córka. Córka około 14 lat, tak sobie myślę.
Ubrane były trochę jakby się zatrzymały w czasie paręnaście lat temu, ale
wiadomo "nie szata...". Nie ogarniały za bardzo miejsc ani nic
innego. W końcu rozmawiając pół po rosyjsku pół po niemiecku, doszły do jakiegoś
porozumienia i obok mnie siadła córka. Każdy ma swoje różne fobie. Mi bardzo
przeszkadza, gdy ktoś obcy wchodzi w moją przestrzeń, gdy np. jego kurtka spada
na moje kolana albo gdy mnie tryka łokciem, bo myśli że cale podłokietniki są
jego. Wtedy chce się schować w sobie żeby zajmować jak najmniej miejsca i żeby
mnie zostawili w spokoju. Dziewczynka niestety nie trzymała się swojej
przestrzeni i co chwilę mnie trykała i szturchała, albo chuchała w moja stronę.
Później ściągnęła kurtkę i musiałam wsadzić nos w szalik, bo chyba dawno nie
prała ubrań. No ale dobra, ponoć po iluś sekundach nos przyzwyczaja się do
zapachów (w tym wypadku smrodów) i ich nie czuje. Mój nie za bardzo chciał się przyzwyczaić,
więc przesunęłam się lekko w stronę Pani o Ładnych Perfumach.
Mama co chwilę sprawdzała, czy z dziewczynką wszystko w porządku.
Mniej więcej w połowie lotu przyniosła jej resztkę swojej kawy. Dziewczynka ją
wypiła, ale nie chciała się rozstać z kubkiem papierowym. Przez resztę drogi
wąchała kubek lub wypijała ostatnie (już dawno wypite) krople kawy. W końcu
zrozumiała, że tam już nic nie ma. Otworzyła zdjęła plastikową pokrywkę kubka i
zaczęła go dokładnie wylizywać… Tak do zapachu potu dołączył zapach kawy.
Brakowało tylko papierosów i wódki.
W innych lotach był też Pan, który częstował wszystkich wiśniówką.
Była też Stella, która stwierdziła chyba, że jesteśmy poczciwymi ludźmi,
godnymi zaufania i opowiedziała nam całą historię swego życia. Była dziewczyna,
która się trzęsła ze strachu, bo panicznie bała się latać i wiele wiele innych,
ale chyba tu skończę moją wypowiedź, bo i tak już trochę długo piszę, a muszę
iść do pracy.
Komentarze
Prześlij komentarz