Zabierałam się już parę razy do pisania tej notki. Raz patrząc pozytywnym okiem, a raz wstrzymując palce przed napisaniem brzydkich słów. Myślę, że w końcu powinna się ona pojawić na blogu. Jako sklejka notek z różnego czasu. To tyle na wstępie.
To zabawne jak prawdziwe życie dorosłe różni się od tego wyobrażonego oczami nastolatka. Kiedy byłam na pierwszym roku studiów, gdy mnie pytano co studiuję i odpowiadałam, że architekturę, większość robiła wielkie oczy i takie "łaaaaaał". Nigdy nie rozumiałam skąd to łał, bo kierunek jak każdy inny. Dla mnie na "łał" zasługują studenci, którzy się podjeli studiowania np. fizyki technicznej albo studenci akademii muzycznej. Architektura jak to architektura. Wyszłam z założenia, że ludzie zawsze będą budować domy, więc praca będzie, a poza tym trochę powiązane ze sztuką, więc też strasznie nudno nie będzie. Potem poszłam na uczelnie, gdzie na dzień dobry powiedzieli nam, że jesteśmy jednym z najlepszych wydziałów architektury w Polsce i że w sumie to jesteśmy elitą. Jeśli ktoś Ci mówi, że jesteś elitą, to rozbudza w Tobie nadzieje na wspaniałą przyszłość. Jednak nie mówią Ci tego, że produkują architektów od groma, po to żeby dać pracę ludziom na uczelni i że połowa z absolwentów architektów by w zupełności światu starczyła. Nie zrozumcie mnie źle, nie wylewam tu żalów na uczelnie, tylko generalnie na rzeczywistość, ale w sumie nie o tym.
O życiu i pracy architekta w Polsce nie mogę za wiele powiedzieć, bo go nie doświadczyłam. Mogę powiedzieć jedno: nie jest na pewno tak tragicznie jak na małej włoskiej wyspie. I znów, mimo że jestem dziś w optymistycznym nastroju, ten temat z optymizmem nie ma za wiele wspólnego.
Tak więc obroniwszy się na mojej uczelni, wzięłam moje tytuły mgr inż. arch. do plecaka i wyjechałam pełna nadziei szukać pięknej przyszłości u boku miłości mojego życia na jego małej, lecz nie bezludnej wyspie.
(pisane pod koniec 2016 roku)
Życie architektoniczne na Sardyni lekko mówiąc kuleje. Nic nowego praktycznie się nie buduje. Miasto jest pełne pustych zaniedbanych terenów, nawet w samym centrum! Terenów służących za wychodek dla psów. Stoi mnóstwo opuszczonych kamienic, w stanie opłakanym, zamieszkałych nielegalnie przez imigrantów. Pracy dla architektów i budowlańców znalazłoby się coniemiara, ale tylko pracy, o płacy nie ma mowy.
Chciałam, żeby wszystko wyglądało pięknie i ładnie, chciałam mimo wszystko pokazać Wam historię życia młodego architekta jako pozytywną opowiastkę, jednak tak się nie da. Chyba nie chcę wyjść na tą, co ciągle narzeka i co ciągle jej coś nie pasuje. Może za dużo się nasłuchałam, że powinnam brać, to co jest i nie wybrzydzać, bo przecież "w dzisiejszych czasach" we Włoszech nie jest już tak dobrze jak kiedyś. Ale wiecie co? Nie, nie potrafię kłamać i kolorować historii jak niektórzy. Niektórzy mówią też, że nie powinno się rozmawiać o pieniądzach, ale ja myślę, że o takich pieniądzach jak te trzeba rozmawiać, bo może moje dwa słowa albo Wasze coś zmienią w przyszłości.
Zaczęłam od rozsyłania CV do wszystkich biur jakie znalazłam w okolicy. CV + portfolio + list motywacyjny. Większość biur oczywiście nie odpisała, ci bardziej kulturalni odpisywali równie kulturalnie, że przykro im ale nie potrzebują nikogo nowego do pracy. Ilość ogłoszeń o pracę dla architekta: 0. Musiałam więc przełamać moją nieśmiałość i niechęć do rozmawiania z obcymi, w dodatku po włosku! Nadszedł etap drugi, czyli roznoszenie CV do biur osobiście, z nadzieją, że ktoś oddzwoni.
Po dwóch lub trzech miesiącach oddzwonili! Eureka! Zostałam zaproszona na rozmowę. Wchodzę do biura, pięknego i nowego, skórzane fotele, sala konferencyjna z wielkimi telewizorami na ścianach. Zapala się lampka nadziei. Wszystko wskazuje na to, że mają pieniądze. Pan Inżynier przez ponad godzinę opowiada mi o wielkich planach inwestycyjnych na przyszłość i o stworzeniu zgranego teamu projektowego. Pyta jakich programów używam, w czym projektują, w czym robię wizki. Wszystko idzie super. Do momentu, gdy zaczynamy temat wynagrodzenia... Może mi zaproponować 100 euro na miesiąc. Oczywiście na czarno. Full time. Warto też dodać, że praca w miejscowości obok, czyli dziennie musiałabym robić 50 km. Niestety zgadzam się, bo żadnych innych perspektyw nie widać, no a od czegoś trzeba zacząć, coś trzeba wcisnąć do tego CV. I to jest właśnie chyba nasz błąd, błąd młodych architektów. Nie powinniśmy się nigdy zgadzać na coś takiego.
Ale wracając do tematu. Zostaję tam dwa miesiące robiąc wizualizacje nieistniejących projektów. Przez te dwa miesiące nie zobaczyłam ani jednego prawdziwego projektu, ani jednego klienta, który miałby zamiar współpracować z naszym biurem. Struktura teamu wyglądała tak: Inżynier = król, projektantki = niewolnice. Nawet mi się nie chce rozpisywać na ten temat, bo nie ma najmniejszego sensu. Totalne dno. Jedynym plusem były sympatyczne dziewczyny, wszystkie przyjęte na tych samych warunkach co ja.
Po miesiącu wracam do tematu rozsyłania CV. Po kolejnym miesiącu dostaję telefon. Poszukują młodego architekta do współpracy nad konkursem na pokrycie Areny w Weronie. Idę na rozmowę. I znów wszystko wygląda obiecująco. Biuro robi projekty nowoczesne, mają parę wygranych konkursów, fajne pomysły i sympatyczny team. Co proponują? No w sumie to nic. Ale jak wygramy konkurs to dostanę taki sam procent nagrody jak oni. Wydaje się całkiem sprawiedliwe, bo przecież oni też konkurs robią za darmo. Po miesiącu wszystko zaczyna iść w dobrym kierunku. Konkurs schodzi na dalszy plan, a ja zaczynam pomagać przy innych projektach. Za pieniądze! Za pierwszy projekt proponują stawkę nawet całkiem znośną. Jednak po jakimś czasie już nie jest tak kolorowo, bo praca nad projektem się wydłuża a stawka pozostaje taka sama...
Po siedmiu miesiącach i paru innych projektach mam dość. Dlaczego? Bo pracuję na czarno. Nikt o żadnej umowie nie chce słyszeć. Nawet o stażu czy praktykach. Wypłatę dostaję co dwa miesiące i w sumie wychodzi ledwo 200 eu na miesiąc. Może i team jest sympatyczny, ale niestety szefowie charakteryzują się brakiem szacunku dla Twojego czasu i Twojej pracy. Wcześniej jeszcze coś przebąkiwali o umowie, ale na koniec naszej współpracy wyparli się wszystkiego. Gdy mówię, że chcę pieniądze za wykonaną pracę, mówią mi, że w zawodzie architekta tak już jest, że projekty oddajesz na czas, ale nigdy nie wiesz kiedy ci zapłacą. Mówię im, że za 200 euro na miesiąc żyć się nie da. Że w przeciwieństwie do kolegów z biura, nie mieszkam już z rodzicami i muszę się utrzymywać sama, a za to nawet jedzenia na miesiąc nie kupię. Dwa miesiące po odejściu z pracy, po wielkich bitwach słownych i prośbach, dostaję zapracowane pieniądze. Warto dodać, że na odejście mi powiedzieli jeszcze, że nie mogli mi dać więcej rzeczy do robienia, bo nie byłam w stanie wykonywać nic innego poza projektami LIDLA.
Nie chcę być dumna ani zapatrzona w siebie, ale nie chcę też się poniżać i być upokarzana. Mam 26 lat. Mam tytuł magistra inżyniera architekta. Mam piątkę na dyplomie. Mówię w trzech językach i conieco w czwartym. Jestem pięć lat młodsza od przeciętnego Włocha kończącego architekturę. Więc moje pytanie brzmi, czy naprawdę jedyne co mi może zaoferować Sardynia to 200 eu miesięcznie? Jeśli tak, to to bardzo smutna perspektywa dla młodych. Chciałabym, żeby, jak to się mówi, karma wróciła do wszystkich. A wszystkim tym którzy myślą, że młodzi, świeżo upieczeni architekci, to architekci gorszej klasy, że jedyne na co zasługują to marne pieniądze zarobione na czarno i którzy myślą, że dając im pracę robią im łaskę, chciałabym serdecznie i kulturalnie pokazać środkowy palec.
(dopisane 29.10.2017)
Udało mi się odbyć jeszcze z tysiąc rozmów o pracę, gdzie proponowali znów warunki kuriozalne. Bo nawet, żeby być kelnerką potrzeba mieć 5 lat doświadczania. 5 LAT!!! W końcu po pół roku udało mi się znaleźć conieco. Tak więc rankami projektuję baseny, za stawkę wyższą niż wszystkie poprzednie. (Powoli pniemy się w górę!! ) Popołudniami za to odbywam Staż Regionalny, który dalej jest licho płatny, ale przynajmniej nie jest na czarno. Co do świetlanej przyszłości na Sardynii mam pewne wątpliwości, ale póki co skończę staż.
A Wam, młodzi Architekci w Polsce i na świecie, jak idzie? jak wyglądają realia życia architektonicznego nie na Sardynii? Podzielcie się swoimi doświadczeniami!
To zabawne jak prawdziwe życie dorosłe różni się od tego wyobrażonego oczami nastolatka. Kiedy byłam na pierwszym roku studiów, gdy mnie pytano co studiuję i odpowiadałam, że architekturę, większość robiła wielkie oczy i takie "łaaaaaał". Nigdy nie rozumiałam skąd to łał, bo kierunek jak każdy inny. Dla mnie na "łał" zasługują studenci, którzy się podjeli studiowania np. fizyki technicznej albo studenci akademii muzycznej. Architektura jak to architektura. Wyszłam z założenia, że ludzie zawsze będą budować domy, więc praca będzie, a poza tym trochę powiązane ze sztuką, więc też strasznie nudno nie będzie. Potem poszłam na uczelnie, gdzie na dzień dobry powiedzieli nam, że jesteśmy jednym z najlepszych wydziałów architektury w Polsce i że w sumie to jesteśmy elitą. Jeśli ktoś Ci mówi, że jesteś elitą, to rozbudza w Tobie nadzieje na wspaniałą przyszłość. Jednak nie mówią Ci tego, że produkują architektów od groma, po to żeby dać pracę ludziom na uczelni i że połowa z absolwentów architektów by w zupełności światu starczyła. Nie zrozumcie mnie źle, nie wylewam tu żalów na uczelnie, tylko generalnie na rzeczywistość, ale w sumie nie o tym.
O życiu i pracy architekta w Polsce nie mogę za wiele powiedzieć, bo go nie doświadczyłam. Mogę powiedzieć jedno: nie jest na pewno tak tragicznie jak na małej włoskiej wyspie. I znów, mimo że jestem dziś w optymistycznym nastroju, ten temat z optymizmem nie ma za wiele wspólnego.
Tak więc obroniwszy się na mojej uczelni, wzięłam moje tytuły mgr inż. arch. do plecaka i wyjechałam pełna nadziei szukać pięknej przyszłości u boku miłości mojego życia na jego małej, lecz nie bezludnej wyspie.
(pisane pod koniec 2016 roku)
Życie architektoniczne na Sardyni lekko mówiąc kuleje. Nic nowego praktycznie się nie buduje. Miasto jest pełne pustych zaniedbanych terenów, nawet w samym centrum! Terenów służących za wychodek dla psów. Stoi mnóstwo opuszczonych kamienic, w stanie opłakanym, zamieszkałych nielegalnie przez imigrantów. Pracy dla architektów i budowlańców znalazłoby się coniemiara, ale tylko pracy, o płacy nie ma mowy.
Chciałam, żeby wszystko wyglądało pięknie i ładnie, chciałam mimo wszystko pokazać Wam historię życia młodego architekta jako pozytywną opowiastkę, jednak tak się nie da. Chyba nie chcę wyjść na tą, co ciągle narzeka i co ciągle jej coś nie pasuje. Może za dużo się nasłuchałam, że powinnam brać, to co jest i nie wybrzydzać, bo przecież "w dzisiejszych czasach" we Włoszech nie jest już tak dobrze jak kiedyś. Ale wiecie co? Nie, nie potrafię kłamać i kolorować historii jak niektórzy. Niektórzy mówią też, że nie powinno się rozmawiać o pieniądzach, ale ja myślę, że o takich pieniądzach jak te trzeba rozmawiać, bo może moje dwa słowa albo Wasze coś zmienią w przyszłości.
Zaczęłam od rozsyłania CV do wszystkich biur jakie znalazłam w okolicy. CV + portfolio + list motywacyjny. Większość biur oczywiście nie odpisała, ci bardziej kulturalni odpisywali równie kulturalnie, że przykro im ale nie potrzebują nikogo nowego do pracy. Ilość ogłoszeń o pracę dla architekta: 0. Musiałam więc przełamać moją nieśmiałość i niechęć do rozmawiania z obcymi, w dodatku po włosku! Nadszedł etap drugi, czyli roznoszenie CV do biur osobiście, z nadzieją, że ktoś oddzwoni.
Po dwóch lub trzech miesiącach oddzwonili! Eureka! Zostałam zaproszona na rozmowę. Wchodzę do biura, pięknego i nowego, skórzane fotele, sala konferencyjna z wielkimi telewizorami na ścianach. Zapala się lampka nadziei. Wszystko wskazuje na to, że mają pieniądze. Pan Inżynier przez ponad godzinę opowiada mi o wielkich planach inwestycyjnych na przyszłość i o stworzeniu zgranego teamu projektowego. Pyta jakich programów używam, w czym projektują, w czym robię wizki. Wszystko idzie super. Do momentu, gdy zaczynamy temat wynagrodzenia... Może mi zaproponować 100 euro na miesiąc. Oczywiście na czarno. Full time. Warto też dodać, że praca w miejscowości obok, czyli dziennie musiałabym robić 50 km. Niestety zgadzam się, bo żadnych innych perspektyw nie widać, no a od czegoś trzeba zacząć, coś trzeba wcisnąć do tego CV. I to jest właśnie chyba nasz błąd, błąd młodych architektów. Nie powinniśmy się nigdy zgadzać na coś takiego.
Ale wracając do tematu. Zostaję tam dwa miesiące robiąc wizualizacje nieistniejących projektów. Przez te dwa miesiące nie zobaczyłam ani jednego prawdziwego projektu, ani jednego klienta, który miałby zamiar współpracować z naszym biurem. Struktura teamu wyglądała tak: Inżynier = król, projektantki = niewolnice. Nawet mi się nie chce rozpisywać na ten temat, bo nie ma najmniejszego sensu. Totalne dno. Jedynym plusem były sympatyczne dziewczyny, wszystkie przyjęte na tych samych warunkach co ja.
Po miesiącu wracam do tematu rozsyłania CV. Po kolejnym miesiącu dostaję telefon. Poszukują młodego architekta do współpracy nad konkursem na pokrycie Areny w Weronie. Idę na rozmowę. I znów wszystko wygląda obiecująco. Biuro robi projekty nowoczesne, mają parę wygranych konkursów, fajne pomysły i sympatyczny team. Co proponują? No w sumie to nic. Ale jak wygramy konkurs to dostanę taki sam procent nagrody jak oni. Wydaje się całkiem sprawiedliwe, bo przecież oni też konkurs robią za darmo. Po miesiącu wszystko zaczyna iść w dobrym kierunku. Konkurs schodzi na dalszy plan, a ja zaczynam pomagać przy innych projektach. Za pieniądze! Za pierwszy projekt proponują stawkę nawet całkiem znośną. Jednak po jakimś czasie już nie jest tak kolorowo, bo praca nad projektem się wydłuża a stawka pozostaje taka sama...
Po siedmiu miesiącach i paru innych projektach mam dość. Dlaczego? Bo pracuję na czarno. Nikt o żadnej umowie nie chce słyszeć. Nawet o stażu czy praktykach. Wypłatę dostaję co dwa miesiące i w sumie wychodzi ledwo 200 eu na miesiąc. Może i team jest sympatyczny, ale niestety szefowie charakteryzują się brakiem szacunku dla Twojego czasu i Twojej pracy. Wcześniej jeszcze coś przebąkiwali o umowie, ale na koniec naszej współpracy wyparli się wszystkiego. Gdy mówię, że chcę pieniądze za wykonaną pracę, mówią mi, że w zawodzie architekta tak już jest, że projekty oddajesz na czas, ale nigdy nie wiesz kiedy ci zapłacą. Mówię im, że za 200 euro na miesiąc żyć się nie da. Że w przeciwieństwie do kolegów z biura, nie mieszkam już z rodzicami i muszę się utrzymywać sama, a za to nawet jedzenia na miesiąc nie kupię. Dwa miesiące po odejściu z pracy, po wielkich bitwach słownych i prośbach, dostaję zapracowane pieniądze. Warto dodać, że na odejście mi powiedzieli jeszcze, że nie mogli mi dać więcej rzeczy do robienia, bo nie byłam w stanie wykonywać nic innego poza projektami LIDLA.
Nie chcę być dumna ani zapatrzona w siebie, ale nie chcę też się poniżać i być upokarzana. Mam 26 lat. Mam tytuł magistra inżyniera architekta. Mam piątkę na dyplomie. Mówię w trzech językach i conieco w czwartym. Jestem pięć lat młodsza od przeciętnego Włocha kończącego architekturę. Więc moje pytanie brzmi, czy naprawdę jedyne co mi może zaoferować Sardynia to 200 eu miesięcznie? Jeśli tak, to to bardzo smutna perspektywa dla młodych. Chciałabym, żeby, jak to się mówi, karma wróciła do wszystkich. A wszystkim tym którzy myślą, że młodzi, świeżo upieczeni architekci, to architekci gorszej klasy, że jedyne na co zasługują to marne pieniądze zarobione na czarno i którzy myślą, że dając im pracę robią im łaskę, chciałabym serdecznie i kulturalnie pokazać środkowy palec.
(dopisane 29.10.2017)
Udało mi się odbyć jeszcze z tysiąc rozmów o pracę, gdzie proponowali znów warunki kuriozalne. Bo nawet, żeby być kelnerką potrzeba mieć 5 lat doświadczania. 5 LAT!!! W końcu po pół roku udało mi się znaleźć conieco. Tak więc rankami projektuję baseny, za stawkę wyższą niż wszystkie poprzednie. (Powoli pniemy się w górę!! ) Popołudniami za to odbywam Staż Regionalny, który dalej jest licho płatny, ale przynajmniej nie jest na czarno. Co do świetlanej przyszłości na Sardynii mam pewne wątpliwości, ale póki co skończę staż.
A Wam, młodzi Architekci w Polsce i na świecie, jak idzie? jak wyglądają realia życia architektonicznego nie na Sardynii? Podzielcie się swoimi doświadczeniami!
Komentarze
Prześlij komentarz